Tekst: Andrzej Grudzień
Wielu z was często zastanawia się czy PEN mógłby sprawdzić się w fotografii profesjonalnej? Na to trudne pytanie oczywiście nie znajdziemy odpowiedzi czytając testy i wykresy laboratoryjne. Jedynym wiarygodnym źródłem informacji może być tylko opinia zawodowego fotografa, który sprawdził PENa na polu walki. Dosłownie na polu walki...
Wielu z was często zastanawia się czy PEN mógłby sprawdzić się w fotografii profesjonalnej? Na to trudne pytanie oczywiście nie znajdziemy odpowiedzi czytając testy i wykresy laboratoryjne. Jedynym wiarygodnym źródłem informacji może być tylko opinia zawodowego fotografa, który sprawdził PENa na polu walki. Dosłownie na polu walki...



Oddajemy głos Januszowi Walczakowi:
"PEN był dla mnie odkryciem. Czekałem na coś takiego. Lustrzanka ma wiele zalet ale jedną wadę: by fotografowanie reporterskie miało sens trzeba ją nosić ze sobą. Właściwie zawsze. A to przede wszystkim sporo waży.
Nie umiem fotografować kompaktami. Są za wolne, mają skomplikowaną obsługę, oprogramowanie ingeruje w zdjęcia w sposób nie do zaakceptowania, brak kontroli nad procesem fotografowania. Brakowało mi takiego aparatu, jak używane przeze mnie ciągle klasyczne dalmierzowe korpusy Voigtlander Bessa L i R. Posiadam kilka świetnych obiektywów i zastanawiałem się kiedy będę mógł ich użyć w fotografii cyfrowej. Kultowa Leica jest poza moim zasięgiem. Zresztą doświadczenie z M9, którą miałem okazję testować przez kilka dni, jest nienajlepsze. Przede wszystkim jest to stosunkowo duży i ciężki aparat, a poza tym brak funkcji podglądu obrazu dyskwalifikuje system, w mojej ocenie, w fotografii reporterskiej. Co innego w fotografii ulicznej, gdzie efekt końcowy może sprawić przyjemne zaskoczenie lub też w fotografowaniu krajobrazów, gdzie sposób pracy jest diametralnie różny niż przy codziennej fotografii reportażowej.
Gdyby PEN był aparatem uszczelnionym, bardziej odpornym na warunki zewnętrzne i szybszym (zarówno autofokus jak i szybkość rejestracji zdjęć) to w ośmiu na dziesięć przypadków byłbym skłonny zrezygnować z lustrzanki. Mojego Pena E-P1 miałem w 2009 roku w Afganistanie. Mogłem mieć go właściwie cały czas przy sobie i sprawdzał się bardzo dobrze. Do pracy w terenie używałem jednak wyłącznie lustrzanek. Jeśli PEN jechał gdzieś ze mną, to zazwyczaj zostawał w plecaku. Właśnie ze względu na bardzo trudne warunki pracy: pył, zimą niskie temperatury, do tego częste narażenie na uderzenia o wyposażenie indywidualne, jak kamizelka kuloodporna czy też nóż i latarkę, a także uszkodzenia o wystające elementy pojazdów, którymi się poruszałem.
Eksperymentując wybrałem jako podstawowy obiektyw do PENa szkło konkurencji – Panasonic 20 mm ze światłem 1,7. Olympusowy 17 mm światło 2,8 nie spełnił moich oczekiwań. Przede wszystkim jest za ciemny (a bardzo lubię mała głębię ostrości) ale też jego plastyka była dla mnie za bardzo przypominająca obrazki zrobione kompaktami. Nie używam zoomów systemu micro 4/3 tylko, jeśli potrzebuję większego zakresu ogniskowych, korzystam ze szkieł 4/3. Mój E-P2 nie jest w stanie napędzić jednego z obiektywów systemu 4/3 mianowicie 35-100/2. Nie można go też używać w systemie manualnym, gdyż nie ostrzy – to chyba z powodu za małego prądu, który daje do dyspozycji PEN. Wszystkie pozostałe szkła dają się świetnie podpiąć poprzez adapter MMF-1.

Na zdjęciu mój Olympus E-P2 wraz z przyległościami. Obiektywy: Panasonic 20/1,7 (przypięty do korpusu E-P2) i w kolejności od prawej obiektywy Voigtlander Heliar 12/5,6 z dopięta redukcja micro 4/3 na gwint M39; Voigtlander Nokton 50/1,5; Voigtlander Heliar 75/2,5 oraz Olympus OM 50/1,2 z dopięta redukcja OM na 4/3 oraz adapterem MMF-1. Na pierwszym planie wizjer VF-2 oraz taki śmieszny gadżet do makrofotografii - ramie z elastycznymi światłami diodowymi MAL-1. Nie lubię światła błyskowego a już szczególnie tego na wprost. Nie martwi mnie więc brak wbudowanej lampy w korpusach PEN chociaż sterowanie lampami w systemie zdalnym jest bardzo ciekawym rozwiązaniem – mam kompakt olympusa TG-810 który realizuje tę funkcję i robi to wrażenie. Używam czasami lampy systemowej FL-36 lub FL-50 dopinanych na kablu TTL tak, by jak najbardziej oddalić źródło światła od obiektywu.
Wizjer VF-2 jest bardzo dobry w pracy natomiast fatalnie zbudowany. Nie ma możliwości zabezpieczenia go przed samoczynnym wypięciem z sanek. Już dwa takie wizjery zgubiłem i nie dopracowałem się na razie możliwości dodatkowego zabezpieczenia przed utrata. Takie zabezpieczenie ma VF-3, ale jest dostępny jedynie w kolorze srebrnym a poza tym ma jednak gorsze parametry od VF-2.

Zazwyczaj pracuję z preselekcją przysłony. Czasami w trybie manualnym. Zdarza mi się korzystać z opcji tematycznych: diorama i fotografia otworkowa. Nie ma zasady co do korzystania z RAW, głównie dlatego, że używam starej wersji Photoshopa, który nie obsługuje olympusowego formatu RAW. Zdjęcia w formacie jpg staram się obrabiać minimalnie – podstawowe funkcje, jak niewielkie kadrowanie, poprawa kontrastu, ostrości, poprawki świateł w cieniu, czasami poprawiam kolory lub temperaturę barwową zdjęcia.
Moją pasją jest fotografia wojenna i wojskowa w ogóle. Najbardziej interesują mnie polscy żołnierze, to co robią, jak wypełniają swoje zadania, co myślą o tym, co robią często daleko od domu. Wielokrotnie byłem w Iraku, Afganistanie, Kongo, Pakistanie. Wszędzie tam, gdzie byli polscy żołnierze. Co ciekawe mam zdjęcia, których nigdy jeszcze nie pokazywałem. Kilka widzieli jedynie studenci, którym prezentowałem rolę mediów w czasie konfliktu zbrojnego. Staram się nie epatować okropnościami wojny, jest wiele innych sposobów aby docierać do odbiorców i w sposób mniej dosadny prezentować rzeczywistość. Ale to taka uwaga ogólna. Wracając do Pena i wykorzystania go w fotografowaniu wydarzeń militarnych, to zaletą jest niewątpliwie to, że wygląda na sprzęt mniej poważny, przez co nie wzbudza nadmiernego zdenerwowania wśród fotografowanych. Często jest nawet przedmiotem, który pozwala nawiązać dodatkowy kontakt. Ktoś zagaduje przyjaźnie o aparat, jak się nim pracuje, czy warto go mieć… Oczywiście polecam i zachwalam wszystkie zalety oraz opisuję funkcje, które budzą moje uwagi.

Pena spokojnie obsługuję jedną ręką i mogę go nosić ze sobą na pasie biodrowym. Zazwyczaj zabieram ze sobą dwa dodatkowe akumulatory, wizjer, coś do czyszczenia szkła i jakieś dodatkowe szkło, zależy od okoliczności: szerszy lub dłuższy obiektyw.

Sposób obsługi jedną ręką jest jednym z najważniejszych atutów. W przypadkach fotografowania w terenie, na łodzi, quadzie, w pojeździe czy też w ograniczonej przestrzeni często lewa ręka jest potrzebna po to, aby nie stracić równowagi. Ogniskowa mojego podstawowego obiektywu (20mm, 1,7) pozwala na zastosowanie w około 65 – 70 procent przypadków. Pozostałe ujęcia wykonuje innymi ogniskowymi, często bez autofokusa. Przy szybszych obrazach, zmieniających się kadrach, w terenie są chwile, że ta funkcja byłaby przydatna. Jednak doszedłem do wniosku, że wówczas bardziej zależy mi na szybkości działania i tutaj szkła manualne wygrywają gdy korzystam z dużej wartości przysłony.

Dużą przeszkodą jest brak uszczelnienia Pena. Często bywa tak, ze w pracy w terenie pada, jest bardzo dużo pyłu, który wzbijają pojazdy, śmigłowce, a zima dodatkowo wilgoć ze śniegu, który fruwa w powietrzu. Na razie udało mi się uchronić sprzęt przed zawilgoceniem, również obiektywy. Ale pył jest obecny i czyszczenie jest operacją powszechną. Zadziwiająca jest jednak wytrzymałość mechaniczna mojego pena (zarówno E-P1 jak i E-P2). Często wali o coś metalowego i jak dotychczas nic się nie stało. Oczywiście widać rysy i skutki uderzeń ale nie wpływa to na sprzęt. Uszkodziłem jeden z obiektywów, wspomniany manualny OM 55/1,2mm. Ale udało się go naprawić i wyregulować chociaż czasami wydaje mi się, że ostrość nie jest taka, jak wcześniej. Niestety doświadczonych serwisantów, którzy potrafią na listwie optycznej wyregulować sprzęt to już chyba nie ma.
A jak wygląda wojsko, czasami nawet wojna, na obrazkach wykonanych penami…proszę zobaczyć."
Janusz Walczak





















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz