Pierwszy model Pentaxa auto110 pojawił się na rynku w roku 1979, a ostatni zszedł z linii produkcyjnej w 1985. Ta "zabawka" może poszczycić się tytułem aparatu NASA więc nie będzie przesadą nazywanie go modelem Pro. Nawet dzisiaj nie robi się tak zminiaturyzowanych SLRów z pomiarem TTL i programowaną automatyką.
W systemie auto110 mamy do wyboru sześć obiektywów, winder, dwie lampy błyskowe, filtry UV, osłony przeciwsłoneczne itd. Materiał światłoczuły do Pentaxa to słynna "sznurówka" czyli negatyw typu 110 "cardrige"- niestety produkowany był tylko do 2009 r. W mojej lodówce czeka na test Kodakolor VR 200 z datą ważności 08/1997.
Jednak dla mnie najciekawsze są obiektywy, które będą współpracowały z moim PENem. Trzy obiektywy stałoogniskowe o jasności f2.8 i przeliczniku do 135: 36mm, 48mm, 100mm. Mnożnik x2 tak jak w PENie. Czyli mam krótki szerokokątny, standard i portretówkę.
Atuty to małe gabaryty i waga (24-ka waży tylko 13 g), trzy obiektywy można zmieścić w jednym pudełku po papierosach.
Duży plus także za mechanikę - plastik, ale chodzi jak marzenie. Niech się chowają wszystkie cyfrowe szajsplastiki do lustrzanek.
No, i na koniec muszę wspomnieć o ostrzeniu i głębi ostrości. Mam wrażenie, że zasada działania opiera się na ostrości hiperfokalnej co ułatwia pracę i daje bardzo przewidywalne efekty. Po tygodniu zabawy z Pentaxami wydaje mi się, że mam je od zawsze i znamy się jak łyse konie.
18/2.8 |
24/2.8 |
50/2.8 |
Więcej zdjęć wykonanych PENem E-P2 z obiektywami Pentax auto110 w dziale Inspiracje: 18/2.8, 24/2.8, 50/2.8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz